niedziela, 14 czerwca 2015

3 sezon Orange Is the New Black, czyli jak przetrwać w szalonym systemie

Netflix to firma, która nieustannie serwuje nam dobre jakościowo seriale. Na dodatek, ponieważ są one dostępne tylko online, nie dotyczą ich reguły rządzące programami emitowanymi w telewizji ogólnodostępnej w USA. Najnowsze serial Wachowskich Sense8, polityczne mistrzostwo House of Cards oraz najmroczniejszy serial Marvela – Daredevil – te produkcje nie mogły powstać gdzie indziej. Podobnie jest z Orange Is the New Black. Historia na bazie autobiograficznej książki Piper Kerman o kobietach przebywających w więzieniu o niskim rygorze przed premierą nie zapowiadała się na aż tak wielki hit. A okazało się, że przygody Piper i pozostałych osadzonych pokochali zarówno krytycy, jak i widzowie.

Moje oczekiwania wobec trzeciego sezonu również były bardzo wysokie – pierwszy i drugi sezon trzymały poziom, na dodatek do stałej obsady miała powrócić postać Alex Vause, granej przez Alex Vause. Trzynaście nowych odcinków pochłonęłam w dwudniowym maratonie i już teraz mogę napisać – z niecierpliwością czekam na czwarty, już potwierdzony sezon.


Uwaga!!! Poniższa recenzja to wrażenia z trzeciego sezonu, nie mogło więc obyć się bez odwoływania do konkretnych postaci i wydarzeń. Czujcie się ostrzeżeni przed spoilerami ;)

W więzieniach w USA przebywa ponad 2,2 miliona osób. I większość z nich, nawet jeśli uda im się z nich wyjść, szybko do nich wraca. OItNB to tragikomedia i pomimo tego, że dużo w niej humoru, całościowy odbiór sytuacji uwięzionych nie jest w żaden sposób zabawny. I to właśnie o tym jest trzeci sezon. Czy więzienie resocjalizują? Są odpowiednią karą za zbrodnie? Pomagają powrócić na łono społeczeństwa? Jeśli serial Netflixa miałby być tego wyznacznikiem, mogłabym napisać tylko jedno – nie za bardzo.

Piper Chapman chyba nigdy nie była moją ulubioną bohaterką – zapatrzona w siebie, narcystyczna i ciągle żyjąca w przekonaniu, że jest jedną z tych dobrych. A im więcej oglądamy odcinków, tym bardziej zaczynamy w to wątpić. Wątek jej związku z Larrym został ostatecznie zakończony (i dobrze, postać grana przez Jasona Biggsa do najciekawszych nie należała, ale nie od dziś wiadomo, że Orange to serial przede wszystkim o kobietach), a do więzienia powraca Alex. Biorąc pod uwagę ogromną chemię, jaka łączyła te bohaterki i skomplikowaną przeszłość, można było spodziewać się, że scenarzyści zaoferują nam więcej scen Alex z Piper i flashbacków z życia tej pierwszej. Nic z tego. Najwidoczniej będziemy musieli poczekać na to do czwartego sezonu. Trochę to rozczarowujące, biorąc pod uwagę znikomą obecność Alex w drugim sezonie, ale za to mamy całkiem ciekawy wątek Piper. Dlaczego ciekawy? Ano bo oglądając wcześniej setki innych seriali i filmów, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że prężnie rozwijający się biznes Piper w sprzedawaniu noszonej przez więźniarki bielizny kiedyś wyjdzie na jaw. I bohaterka sama zafunduje sobie więcej lat za kratkami. Póki co odkrywa w sobie gangstera i nie słucha ostrzeżeń Alex.
Piper rozwija swoje umiejętności

 Siłą OItNB jest jednak coś innego – ogromny przekrój przez charaktery więźniarek i systematyczne ukazywanie ich życiowych historii. A w tym sezonie – również przybliżenie postaci strażników i kierowników placówki.  W drugim sezonie mogliśmy poznać postacie czarnoskórych kobiet, w tym większy nacisk został położony na postacie Latynosek – Aleidy Diaz, Marisol Gonzales (cały czas mnie ciekawi, dlaczego trafiła na tyle lat do więzienia za sprzedanie czegoś, co nawet nie było LSD)  oraz pozostających w zeszłych sezonach w cieniu: wychowanej w surowej, religijnej społeczności Leanne, Big Boo, praktycznie nieodzywającej się Normie. Właściwie każda postać ma swoje pięć minut (tylko czasami szkoda, że to tylko te 5 minut!), chociaż tym samym zdarzają się nagłe zniknięcia. I tak: Nicky nie pojawia się w finalnych odcinkach (mam nadzieję, że jednak powróci w czwartym sezonie), a John Bennett znika równie szybko, pozostawiając w pamięci świetny flashback z tańcem i irytujący do samego końca wątek dziecka Dayi (no ile można, a to na pewno nie koniec zastanawiania się, co będzie z dzieckiem dalej).

W poprzednich sezonach postacie męskie były najogólniej rzecz mówiąc nieistniejące – Hayley bywał wkurzający, wyskakując z rasizmem, mizoginistycznymi wypowiedziami i homofobią (doprawdy, wybrał sobie świetne miejsce do pracy, pasujące do jego charakteru) a Pornstache po prostu był Pornstache (w tym sezonie jego chwilowy comeback jest świetny). W tym jest już lepiej. Zajmujący się sprawami technicznymi w więzieniu Joel Luschek jest naprawdę zabawny, a mający na uwadze dobro więźniarek i stan więzienia Joe Caputo toczy walkę z korporacją i rosnącymi wymaganiami pracowników. A to prowadzi do rewelacyjnego finału sezonu, który dorównuje temu, co zaserwowano nam pod koniec pierwszego sezonu. Jest ciekawie!

źródło: http://bussykween.tumblr.com/

Sezon pochłonęłam jak przystało na serialoholika - szybko i z małymi przerwami. I niestety miałam uczucie niedosytu. Trzynaście odcinków trzyma poziom, ale brakuje zamknięcia wątków, za to mnożą się pytania o przyszłość większości bohaterów. Wątek Alex został urwany w krytycznym momencie (a i tak było jej za mało ;(, Piper postanowiła zostać samotnym wilkiem i bez większych skrupułów ukarała osobę, która ukradła jej oszczędności i tym samym sprowadziła na nią przedłużoną odsiadkę w więzieniu o wyższym rygorze. A wspomniany wątek tego, kto zajmie się dzieckiem Diaz (która nadal nie ma własnego zdania) będzie się ciągnął i ciągnął i w przyszłym roku. Jedno jest pewne – potencjał na nowe odcinki jest i to ogromny. Netflix znowu nie zawiódł, dostarczając tytuł, który pod zabawną otoczką i humorem, pokazuje trudne i smutne historie kobiet, które w pewnym momencie wybrały źle i teraz płacą za to cenę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty