niedziela, 19 czerwca 2011

,,Przymierze Ciemności", czyli nowe oblicze Anne Bishop


Anne Bishop mogłabym nazwać moją ulubioną pisarką. Trylogia Czarnych Kamieni pochłonęła mnie i pozostawiła po sobie pewien niedosyt. Na szczęście autorka napisała inne książki, powiązane z postaciami i wątkami z trylogii. „Splątane Sieci” okazały się świetne, a w dodatku pełne mojej ulubionej bohaterki Surreal. „Serce Keller” również przypadło mi do gustu, ale mimo wszystko było słabsze od „Splątanych Sieci”. Kiedy kupiłam „Niewidzialny Pierścień” i zabrałam się za czytanie doznałam ogromnego rozczarowania. Nie wiem co się stało… Po takim jakże traumatycznym przeżyciu zabrałam się za „Przymierze Ciemności”. Po kilkunastu stronach odetchnęłam z ulgą. Na mojej twarzy zagościł uśmiech, a ja już wiedziałam, że Anne Bishop tym razem mnie nie zawiedzie.

Siódma część serii Czarne Kamienie dotyczy osób, których nie spotkaliśmy w poprzednich częściach. Mimo wszystko fani Damona, Janelle, Lucivara czy Wielkiego Lorda Piekła nie będą zawiedzeni. Anne Bishop chyba zrozumiała, że jej wierni czytelnicy są przywiązani do tych postaci. W związku z tym każda z tych osób odgrywa pewną rolę w historii, przygodach głównych bohaterów „Przymierza Ciemności”.



Kiedy przeczytałam opis fabuły z tyłu książki, nie wiedziałam za bardzo co o tym sądzić. Brzydka o niewielkiej mocy czarownica, królowa, którą porzucił jej własny dwór wyrusza do Dena Nehele. Miejsca, które zostało oczyszczone ze złych czarownic poprzez uwolnienie mocy przez Janelle. Zdesperowani wojownicy poszukują nowej królowej, ale ich próby są daremne. Zostają zmuszeni do szukania w innej krainie. W końcu pomaga im Damon Sadi(tak pojawia się nasz ukochany Damon!)oraz jego żona Janellle. Wybrana zostaje właśnie ta brzydka, słaba czarownica o imieniu Cassidy. Ma za zadanie nauczyć ich kodeksu oraz zapanować nad całą krainą. Na jej drodze stanie wiele przeszkód, ale nie będzie sama. Poznaje Graya, który w przeszłości był torturowany przez okrutne królowe Dena Nehele. Skrzywdzony, z ranami, które nie potrafią się zagoić zaczyna przyjaźnić się z młodą dziewczyną. Czy Cassidy uda się pomóc Grayowi? Czy uda jej się zbudować nowe Dena Nehele?
W zasadzie po przeczytaniu tego natłoku informacji nawet ja za bardzo nie rozumiem. Wydaje mi się, że po przeczytaniu siedmiu części Czarnych Kamieni, człowiek zaczyna porozumiewać się innym językiem. W końcu cała seria jest dosyć skomplikowana. Mam nadzieję, że osoby, które znają poprzednie tomy mnie zrozumiały. Pozostali, którzy zechcą zacząć właśnie od tej części raczej też powinni sobie dać radę. Jak wspominałam powiązania są niewielkie, a Anne Bishop wszystko przypomina. Powracając do fabuły. Z początku wydawała mi się tandetna, ale w ostateczności okazała się genialna. Wciągająca i po prostu fajna(tak wiem, nie wypada używa tego słowa, ale inaczej się tego nazwać nie da).
Bohaterowie to dobra strona tej części. W przypadku „Niewidzialnego Pierścienia” mieliśmy do czynienia z postaciami, których(przynajmniej ja) nie potrafiłam polubić. W „Przymierzu Ciemności” zaś dostajemy osoby, które po prostu się uwielbia. Cassidy jest tak niesamowicie sympatyczna i inteligenta. Nie wiem czy kiedykolwiek tak bardzo polubiłam jakąś postać. Oczywiście Damon, Janelle, Lucivar, Wielki Lord Piekła są również niesamowicie, ale o tym wie każda osoba czytająca trylogię. Chociaż muszę przyznać, że irytował mnie trochę związek Janelle i Damona. Nie potrafię tego określić, ale… oni chyba się już przejedli tzn. osobno są cudowni, ale razem… Lucivar zaś jak zwykle ma niesamowite teksty i zachowania. Jest zabawny i sprawił, że powieść nabrała dużo humoru i lekkości.
Akcja przebiega płynnie. Książka w porównaniu do poprzedniczek wydaje mi się lekka i przyjemna. Jednak nie jest to styl pt. „Głupie, lekkie, przyjemne”, lecz „Lekkie, przyjemne, wciągające, zabawne”. „Przymierze Ciemności” jest zupełnie od innych części. Mniej mroczne, co powinno mi się nie podobać, w końcu za to ceniłam sobie tą serię, ale książka na tym nie traci. Lubię to nowe oblicze Anne Bishop, chociaż troszkę tęsknię za tym mrocznym, brutalnym. Oczywiście tutaj również są bluźnierstwa, seks itd. wtedy nie byłoby to dzieło Anne Bishop.
Książka jest wydana w dobrze znanej nam formie. Z początku irytowała mnie ta mała, cienka czcionka, ale to także ma swój urok. Zawsze będzie mi się kojarzyć z moją ulubioną serią Czarnych Kamieni. Literówek nie zauważyłam, a nawet jeśli były to nie zamierzam się czepiać.
Wydaje mi się, że w przypadku oceniania dzieł Anne Bishop nie potrafię być obiektywna. Prawda jest taka, że nawet taki „Niewidzialny Pierścień” nie potrafił mnie zniechęcić do dalszych części. Ja po prostu uwielbiam każdy element powieści tej autorki. „Przymierze Ciemności” to nowa twarz Anne Bishop. Nawet seria Czarnych Kamieni potrafi być pełna humoru i lekkości. Wydaje mi się, że właśnie za to fani kochają pisarkę. Nigdy nie wiemy czego się spodziewać. Cieszę się bardzo, że w tym tomie pojawiły się dobrze znani mi bohaterowie, trochę brakowało Surreal, ale liczę, że powróci w następnej części.
Podsumowując, „Przymierze Ciemności” to świetny tytuł, który nie zawiedzie fanów, a osobom, które nie znają tej genialnej autorki również się spodoba. Szczerze polecam!

13 komentarzy:

  1. Muszę się wziąć koniecznie za pierwszą część, która sobie czeka na swoją kolej. Jeśli siódma część nadal jest świetna - to dobry znak ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, mam co raz większą ochotę na tę serię - muszę się wreszcie za nią wziąść.

    OdpowiedzUsuń
  3. Recenzja zachęciła nawet mnie, mimo, że jest to fantasy i w dodatku seria xD

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Skoro tak zachęcasz, to muszę dać jej szansę:))
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapowiada się ciekawie, ale to już 7 tom... Będę miała co nadrabiać jeśli ją zacznę ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo dużo dzieł tej autorki widzę w empiku i zawsze się zastanawiałam, czy warto sięgnąć. Może w końcu nadszedł czas, żeby się przekonać? ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Och, teraz będę myślała tylko o tej książce. Ubóstwiam Czarne Kamienie i wszystko, co Anne Bishop pisze. I tak, trylogii nic nie przebije, ale cieszę się, że mam szansę powracać do tego świata w kolejnych częściach. Po przeczytaniu "Niewidzialnego pierścienia", a raczej w trakcie czytania, byłam nieco zdziwiona tym cofnięciem się do tyłu i wręcz zirytowana. Niemniej jednak podobało mi się. Natomiast opis "Przymierza" zdziwił mnie jeszcze bardziej i znowu rozczarował - chcę moich ulubionych bohaterów a nie jakieś królowe, których nie znam! Dlatego po Twojej recenzji oddycham z ulgą, że nie jest tak źle, a nawet lepiej niż poprzednio :). Koniecznie muszę kupić tę część :). Pozdrawiam.
    P.S. Cieszę się, że widzę kogoś kto lubi Anne Bishop tak jak ja, do tej pory czułam się osamotniona ;).

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiele osób zachęcalo mnie do twórczości tej autorki, a po twojej recenzji jestem jeszcze bardziej zaciekawiona ;P

    OdpowiedzUsuń
  9. Pisarze mają to do siebie, że porównuje się ich działa z innymi które się wcześniej czytało. Nie zawsze wychodzi to korzystnie dla nich w ogólnym rozrachunku :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Uwielbiam jej książki, co prawda ostatnio przeczytałam tylko 5 części, ale mam zamiar zabrać się za kolejne :D
    A co do pocztówek :> Cieszę się, że odkryłaś i tę pasję :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Faktycznie recenzja bardzo zachęcająca! Wprawdzie to nie mój gatunek, ale jak wpadnie mi w ręce przeczytam!
    Pozdrawiam serdecznie!!

    OdpowiedzUsuń
  12. Czytałam wiele opinii o książkach tej autorki, ale jakoś nigdy nie pomyślałam, żeby jakąś przeczytać. Po Twojej recenzji zaczęłam się jednak zastanawiać i chyba jednak się skuszę :)

    OdpowiedzUsuń

Popularne posty