Sukces Gry o tron oraz napływ Young Adult Fantasy i wszelkiej maści wampirów zmieniły fantastykę. Co prawda zawsze znajdą się przeciwnicy tego gatunku z argumentami, że to „wymyślone bajeczki z dobrymi władcami i baśniowymi krainami, dla tych, którzy nie potrafią zaakceptować teraźniejszości”, jednak takich lektur pojawia się coraz mniej. Sama przyznam, że ledwo pamiętam, kiedy ostatnio czytałam książkę, którą można by było zaliczyć do klasycznego fantasy. Ostatnio były to dzieła Andre Norton, od których mocno się odbiłam (te wielowymiarowe sylwetki bohaterów, oh wait, to oni mają charaktery?), ale w końcu zdecydowałam się zabrać za inny, długi cykl zaliczany często do typowej, klasycznej fantasy – powieści Raymonda E. Feista zawarte w cyklu Riftwar.
Cykl Riftwar składa się z 10 serii (głównie trylogie) oraz zbiorów opowiadań, które łączy miejsce akcji oraz przewijający się przez nie bohaterowie. Autor do tej pory publikuje nowe odsłony, a sprzedaż jego książek przekroczyła już 15 milionów egzemplarzy, jednak o dziwo jego imię i nazwisko nie jest aż tak rozpoznawalne, jakby mogło się początkowo wydawać. Nawet strona autora i cyklu straszą wyglądem z początku lat 90-tych i brakiem aktualizacji (http://www.crydee.com/). Niezbyt zachęcający początek.
W powieściach mamy okazję śledzić losy bohaterów dwóch współistniejących światów, pomiędzy którymi zostało utworzone magiczne przejście – Midkemii oraz Kelewanu. Pierwszy z nich to klasyczne fantasy (nic dziwnego, Feist wielokrotnie podkreślał w swoich wywiadach, że pasjonuje się systemem RGP D&D), natomiast znacznie ciekawiej prezentuje się Kelewan, inspirowany kulturą japońską, chińską, koreańską, a nawet aztecką. Na razie miałam okazję przeczytać pierwszą chronologicznie trylogię (składającą się z czterech tomów, ostatni został podzielony na dwie książki) drugą część następnej trylogii (Trylogia Imperium) oraz parę kolejnych książek. Poniżej znajdziecie moje wrażenia i uwagi odnośnie następujących lektur (ale nie będą to recenzje wszystkich tomów po kolei, zajęłoby to zbyt dużo czasu, a i nie każdy cykl zasługuje na poświęcenie mu takiej uwagi (niestety).
Saga o wojnie światów (akcja dzieje się w świecie Midkemii, później również na terenie Kelewanu):
1. Adept magii (ang. Magician: Apprentice, 1982) - w 1996 w Polsce
2. Mistrz magii (ang. Magician: Master, 1982) - w 1996 w Polsce
3. Srebrzysty cierń (ang. Silverthorn, 1985) - w 1996 w Polsce
4. Mrok w Sethanon (ang. A Darkness at Sethanon, 1985) - w 1997 w Polsce
Saga o wojnie światów - od zera do czarodzieja i ratowanie krainy przed wszechpotężnym ZŁEM
Pierwsza trylogia Feista stanowi
dobre wprowadzenie do uniwersum, jednak jest bardzo sztampowa - mamy tutaj
dwójkę chłopców, z których jeden z nich zostaje ostatecznie potężnym
czarodziejem, a drugi niezwyciężonym wojownikiem będącym wcieleniem starożytnej
rasy Valheru. O ile pierwsza część skupia się przede wszystkim na tych dwóch
postaciach, tak w kolejnych tomach pojawiają się kolejne – złodziej Jimmy, książę
Arutha a fabuła zaczyna przedstawiać zdarzenia oczami znacznie większej liczby
postaci.
Cały czas zastanawiałam się, jak
ocenić te książki – to niezła fantasy, klasyczna aż do bólu, ale przy tym dość
sprawnie napisana. Co prawda nie wciągnęła mnie aż tak bardzo, ale jako wstęp
do większego cyklu jest dobrym rozwiązaniem.
Trylogia Imperium (fabuła osadzona na terenie Kelewanu, mniej więcej w tym samym czasie co pierwsza seria):
1. Córka Imperium (ang. Daughter of the Empire, 1987)
2. Sługa Imperium (ang. Servant of the Empire, 1989)
3. Władczyni Imperium (ang. Mistress of the Empire, 1989)
Trylogia Imperium - Frank Underwood Kelewanu, czyli polityka w najlepszym (i to na dodatek kobiecym) wydaniu
Po przeczytaniu łącznie 15-tu (i to nie wszystkie książki tego autora) mogę jasno stwierdzić, że trylogia napisana z Janny Wurst jest absolutnie najlepszą częścią twórczości osadzonej w świecie Riftwar i ją powinien przeczytać każdy. Zawsze darzyłam ogromną sympatią silne postacie kobiece. I to nie w sposób, jaki pokazuje przykładowo Ziemiański Achaję - bluzgającą, walczącą i pijącą kobietę, którą różni od mężczyzny właściwie tylko wygląd. Można by było zmienić jej imię na Achaj i wcale nie byłoby potrzeby zbytniej ingerencji w fabułę powieści.
W przypadku Trylogii Imperium główna bohaterka to młoda dziewczyna Mara, która po śmierci swojej rodziny samodzielnie musi doprowadzić do przetrwania rodu Acoma. Kelewan to świat o wiele ciekawszy niż Midkemia (gdzie dzieje się akcja pozostałych ksiażek Feista), honor rodu jest sprawą nadrzędną, a jako kobieta, Mara musi zmierzyć się z jeszcze większą ilością kłopotów. Rzadko kiedy można zobaczyć postać żeńską, którą została tak sprawnie napisana - nie jest zawsze bezbłędna, czuje rozterki i często działa na ślepo, ale dzięki temu tym bardziej kibicujemy jej w rozgrywkach, w której stawką jest życie jej, jej służby i przetrwanie rodu. Gdybym miała porównać fabułę trylogii do innych książek lub seriali - wybrałabym "House of Cards" oraz "Grę o Tron".
To solidna porcja literatury, wyróżniająca się na tle pozostałych powieści w cyklu Riftwar.
Warto, a może lepiej coś innego?
Warto, ale przede wszystkim Trylogię Imperium, można również wcześniej spróbować klasycznej fantasy, czyli sagi o wojnie światów. Kolejne tomy nie są już tak dobre, chociaż zdarzają się wyjątki. Zbyt często mamy drogę od zera do bohatera, a przewijający się przez wszystkie tomy Pug nigdy nie zdobył mojej sympatii. Ale ten ostatni zarzut to zapewne wynik mojego braku sympatii do takich czarodzieji jak Pug, Gandalf, Dumbledore etc. :)
PS: Ponieważ jestem wielką miłośniczką wyłapywania świetnych cytatów podczas czytania/oglądania filmów i seriali, poniżej dwa, które przyciągnęły moją uwagę:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz