środa, 4 maja 2011

"Pocałunek łowcy" Marjorie M. Liu czyli, tatuażowe demony w akcji.

Marjorie M. Liu to bardzo młoda, ale już teraz posiadająca oddane grono fanów pisarka. W przeszłości chciała zostać adwokatem, ale chęć pisania zwyciężyła. W jej twórczości nie brakuje wampirów, wilkołaków oraz romansów, ale w najnowszej serii, stawia na nowy trend – demony. „Pocałunek łowcy” to pierwszy tom cyklu skupiającego się na przygodach łowczyni Maxine. 

Główna bohaterka to jedyna w swoim rodzaju osoba, ostatnia żyjąca Strażniczka. Jej głównym zadaniem jest tropienie i niszczenie demonów, które przedostały się przez tzw. zasłonę. Maxine Kiss w swojej walce nie jest osamotniona – towarzyszy jej piątka demonów, które za dnia odpoczywają na jej ciele w postaci tatuaży, czyniąc ją tym samym niezniszczalną. Nocą odklejają się od jej skóry i towarzyszą jej w polowaniach. Każdy z nich ma inną osobowość, ale tylko jeden z nich potrafi porozumiewać się językiem zrozumiałym dla człowieka. Zdecydowanie przyciągają oni uwagę każdego, kto sięgnie po „Pocałunek łowcy”, gdyż ich zachowanie potrafi być zarówno brutalne, jak i komiczne, dziecinne. Nigdy nie wiadomo, jak postąpią i to zdecydowanie duża zaleta tego tytułu. Warto podkreślić, że autorka od samego początku wrzuca czytelnika w wir wydarzeń, i mało kto od razu zrozumie że „zombie” to nie chodzące trupy, ale po prostu demony, które opętały ludzkie umysły i mieszkają w ich ciałach. Dziwny zabieg z nazewnictwem wymaga przyzwyczajenia i tak naprawdę nie wnosi nic do lektury. 


Przyczyną nieporozumienia i innych oczekiwań wobec książki, może być jej opis, który widnieje na tylnej okładce. Sugeruje on pojawienie się w życiu bohaterki jakiegoś mężczyzny, który zmieni jej postrzeganie na świat, przewartościuje jej życie itd. Tymczasem, już po pierwszych stronach, poznajemy Grega, chłopaka Maxine. Są ze sobą od dłuższego czasu i nic nie wskazuje na to, żeby miał pojawić się ktoś trzeci. Szkoda, że autorka nie zdecydowała się na wprowadzenie kolejnej osoby, bądź też dopiero zapoczątkowania związku tych dwojga – byłoby to znacznie ciekawsze. Osoby oczekujące na solidny paranormal – romance, będą się czuć zawiedzeni, gdyż jakichkolwiek scen czułości, bądź też romansu jest tu bardzo mało. 

Akcja opisana jest prostym językiem, w krótkich zdaniach. Marjorie M. Liu unika zbyt długich opisów i podawanie wszystkiego czytelnikom wprost. To dobrze, ale z drugiej strony, czasami przydałoby się solidne opisanie świata demonów i pewnych zasad jego funkcjonowania. A tak, czytelnik zmuszony jest do nieustannego czytania między wierszami i dopowiadania sobie pewnych faktów. Korekta książki została dość dobrze wykonana, zdarzają się tylko nieliczne literówki. Nie przeszkadza to jednak w czytaniu. Książka nie jest opasłym tomiszczem, ale cała akcja została tak rozplanowana, że nie mamy uczucia niedosytu, z powodu nagłego finału i strony końcowej. 

Pozostaje jednak pytanie, dla kogo jest przeznaczona ta książka. Osoby, szukające dobrze napisanego romansu, wiarygodnych bohaterów itd. nie znajdą tutaj zbyt wiele. Z drugiej strony, autorka niekonsekwentnie przedstawia brutalność, decyzje bohaterki czasami były zbyt ugrzecznione. Szkoda, bo potencjał fabularny był bardzo duży i mogliśmy otrzymać tytuł równie dobry co „Wyklęta” Rachel Caine. Niestety otrzymujemy zaledwie przeciętną lekturę.

4 komentarze:

  1. Na początku nawet byłam zainteresowana, a teraz sama nie wiem. Może kiedyś sięgnę...

    OdpowiedzUsuń
  2. Może w przyszłości... Skoro jest to przeciętna lektura, jak sama ją określiłaś, to chwilowo się wstrzymam. Dzięki za cynk:))
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja może się zabiorę jeśli zobaczę ją w biblio.
    Miałam podobne przeczucia i nie zakupiłam jej podczas jakiejś styczniowej przeceny.
    Dzięki za info ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. W takim razie nie jest to chyba odpowiednia książka dla mnie, więc nie przeczytam.

    OdpowiedzUsuń

Popularne posty