wtorek, 24 grudnia 2013

Podsumowanie filmowe 2013 roku

Nowy Rok coraz bliżej, dlatego i u mnie nie mogło zabraknąć podsumowań 2013 roku. Niedługo pojawią się również teksty o grach komputerowych i serialach. Nie są to jednak zestawienia produkcji, które koniecznie miały premierę w 2013 roku, a gier, seriali oraz filmów, które widziałam w 2013 roku. Chociaż będę starała wybierać się tytuły właśnie z tego roku.

To było ciekawe 12 miesięcy – zdarzało się, że miałam mnóstwo wolnego czasu i nadrabiałam zaległości (głównie serialowe), ale od października nie miałam czasu na oglądanie zbyt wielu produkcji. Dlatego na liście brakuje filmów, które na pewno by mi się spodobały – Grawitacji, Wyścigu oraz Polowania. Zapraszam do lektury i podzielenia się swoją opinią!


  1. Forrest Gump (1994)
  2. Artysta (2011)
  3. Wróg numer jeden
  4. Dr Strangelove, czyli jak przestałem się martwić i pokochałem bombę (1964)
  5. Misiaczek (2011)
  6. Czas na miłość
  7. Wielki Gatsby
  8. Niepamięć
  9. Man of Steel
  10. Wolverine

Jak widać, na pierwszym miejscu znajduje się absolutny klasyk. Tak, w całości widziałam go po raz pierwszy. Wcześniej miałam okazję obejrzeć fragmenty w TV, ale dopiero w tym roku usiadłam nad filmem i nareszcie doceniłam Toma Hanksa. Nigdy nie należał do moich ulubionych aktorów, ale w Gumpie pokazał, że grać potrafi i to na najwyższym poziomie. Sam film smutny ale i inspirujący.

Na drugim miejscu znajduje się Artysta. Długo zbierałam się do objerzenia tej produkcji i żałuję, że nie zrobiłam tego wcześniej. Rewelacyjne aktorstwo dwójki głównych bohaterów oraz muzyka. Wróg numer jeden nie jest kinem, które zadowoli każdego. Porusza poważną, niezwykle aktualną tematykę, wymagając od widza nieustannej uwagi. W zamian oferuje możliwość poznania pracy Centralnej Agencji Wywiadowczej od strony, którą rzadko kiedy mamy okazję zobaczyć w filmach – żmudnego analizowania powiązań oraz poświęcenia swojego życia dla sprawy, często graniczącego wręcz z obsesją. Chociażby dla tego i rewelacyjnej Chastain warto poświęcić tej produkcji czas.

Dr Strangelove, czyli jak przestałem się martwić i pokochałem bombę to przewrotna czarna komedia, która gdyby miała premierę w dzisiejszych czasach, mogłaby spowodować liczne dyskusje. Czarno-biały film, który nic nie stracił ze swojej absurdalności i aktualności. Śmieszny, ale momentami i przerażający. Zwłaszcza, jak ostatnio pojawiła się informacja, że kody do odpalenia rakiet składały się z samych zer…



Misiaczek to najbardziej kameralna z produkcji w zestawieniu. Duński tytuł, który powstał na podstawie krótkometrażowej produkcji. Pokazuje on życie niezwykle nieśmiałego kulturysty. Łączy go toksyczna relacja z matką, od której nadal się nie wyprowadził. Za przykładem znajomego postanawia pojechać do Tajlandii, aby tam znaleźć żonę. Miły, smutny film idealny do oglądania w zaciszu domu.

Czas na miłość to moim zdaniem najlepsza komedia tego roku. Richard Curtis zrealizował produkcję niezwykle uroczą, a przy tym niewymuszenie śmieszną przez co na filmie będą się doskonale bawić zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Wielkiego Gatsby’ego oglądałam w kinie i okazała się to być trafna decyzja. Rozmach przyjęć, muzyka i rewelacyjne efekty specjalne – pod względem oprawy jest to wg mnie najlepsza produkcja tego roku. Na dodatek, zawiera w sobie mój ulubiony motyw kariery, wspinania się na szczyt i niezbyt optymistycznego widoku, gdy jest się już ponad wszystkimi. Bardzo polecam, a w wolnym czasie na pewno nadrobię książkowy oryginał.


Niepamięć to idealna produkcja do oglądania na wielkim telewizorze, w doskonałej jakości. Scenariusz filmu został skonstruowany tak, aby zaoferować jak najwięcej olśniewających wizualnie scenerii, a design statków, domu bohaterów robi wrażenie. I Tom Cruise mimo poglądów, które sprawiają, że go wręcz nie znoszę, wypada jak zwykle nieźle. Nie można mu odmówić zdolności aktorskich.

Z superbohaterów zawsze miałam słabość do Supermana. Wynika to po części z tego, że Tajemnice Smallville są jednym z pierwszych seriali, które oglądałam odcinek po odcinku. Dlatego na Man of Steel czekałam z zaciekawieniem i obawą o to, jakie osoby dobrano do odtwarzania głównych ról. I wiecie co? To według mnie najlepsza produkcja Marvel/DC tego roku. Wybór Henry’ego Cavilla na Supermana okazał się być strzałem w dziesiątkę – aktor dobrze przedstawia rozterki targające tą postacią i posiada klasyczny typ urody, idealnie pasujący do postaci. Film zaczyna się od scen na Kryptonie i ukazuje okres od narodzin Kal-Ela do ostatnich dni planety. Całość została świetnie zrealizowana, wizja planety Kryptończyków prezentuje się tak ciekawie, że można by było  nakręcić zupełnie inny film o tej planecie. A potem również jest bardzo dobrze. Nie brakuje ogromnej ilości scen walki, Superman nie boi się latać, a zniszczenia okolicy rosną w tempie lawinowym. Jedyne czego mi brakuje, to ukazanie samego rozwoju psychiki bohatera. Z zaciekawieniem czekam na kontynuację, chociaż tak szybkie dodanie postaci Batmana wydaje mi się dość dziwne, skoro nadal mamy mnóstwo miejsca na rozwój samego Clarka.

Ostatnie miejsce zajmuje Wolverine. Nie widziałam jeszcze wersji rozszerzonej, ale z pewnością niedługo to nadrobię. Hugh Jackman idealnie pasuje do roli Rosomaka i nie wyobrażam sobie kogoś innego wcielającego się w tą postać. Akcja została osadzona w Japonii i to również wprowadza pewną dozę świeżości.

Jak widać, w zestawieniu brakuje wiele produkcji, ale znając życie, nadrobię je w przyszłym roku, a część z nich staram się nadgonić w okresie świąteczno-sylwestrowym.


W tym roku zawiodłam się na trzech superprodukcjach. Największe oczekiwania miałam wobec Iron Mana 3, a rewelacyjny zwiastun jeszcze bardziej wyśrubował moje oczekiwania. Niestety, Marvel konsekwentnie tworzy filmy, w których kładzie nacisk na zabawę, efekty, dopasowanie do jak najszerszego grona odbiorców, kompletnie zapominając o rozwoju bohaterów i błędach scenariuszowych. Zamiast problemów alkoholowych, mamy ataki paniki Starka, do tego Gwyneth Paltrow nosi ognioodporną bieliznę i ogień nie pali jej włosów.

Również niedawno widziany Thor: Mroczny świat okazał się zawodem, ale tutaj bardzo przysłużyło się to, że poszłam na wersję z dubbingiem. Niestety wybieranie seansu już w kinie, bez sprawdzenia wersji językowej to błąd (a tak się cieszyłam, że to nie 3D). Polskie głowy same w sobie nie są jeszcze tak złe, ale gdy z dialogów zostaje utracony sens, a Loki mówi „zatkało kakao” wiedz, że coś jest nie tak. Na dodatek część scen wyglądała na żywcem wyjęte z Władcy Pierścieni i Star Wars. Oglądało się to co najmniej dziwnie i już dawno nie miałam takiej sytuacji, że chciałam wyjść z kina z powodu nudy.

Ostatnie miejsce zajmuje Pacific Rim. Wiele osób bardzo czekało na ten film, pojawiały się zarówno pozytywne, jak i negatywne recenzje a wynik kasowy mógłby być jednak lepszy. Ja obejrzałam tą produkcję już w domu i utwierdziłam się w przekonaniu, że wielki roboty to nie jest coś, co leży w mojej strefie zainteresowań. Podobnie jak olbrzymie błędy scenariuszowe. Z resztą, sami zobaczcie w poniższym filmiku:


Koniecznie chcę nadrobić z tego roku:
Grawitacja
Polowanie
Blue Jasmine
Wyścig
World War Z
Elizjum
W imię…

Lista filmów, które chcę nadrobić jest bardzo długa, a to tylko pierwsze tytuły, które przyszły mi na myśl. Wystarczy wspomnieć, że na Filmwebie mam w sekcji „chcę zobaczyć” prawie 1500 produkcji (a wcześniej było to 2500, ale dokonałam czystki).

5 komentarzy:

  1. "Grawitację" bardzo polecam, a "Wyścig" jest na samym szczycie mojej listy must-see.
    Z kolei jeśli chodzi o tytuły, które Cię rozczarowały, to ja akurat byłam wśród tych, którym przypadły do gustu. Zwłaszcza sequel Thora (choć i tak wolę Lokiego :D).

    Z tym "Chcę zobaczyć..." mam dokładnie to samo. Ostatnio robiłam sobie dokładną listę, z podziałem na lata, i wyszło mi, że obejrzałam 941 filmów, a chcę jeszcze co najmniej 2083. :D Mam nadzieję, że długo pożyję. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może jutro wybiorę się na coś do kina, niestety repertuar zdominował "Hobbit", ale może uda mi się wieczorową porą zobaczyć "Wyścig" :)

      Z filmami do zobaczenia mam postanowienie, że do końca marca 2014 roku zejdę z 1500 do 1400 filmów. Nie wiem, jak mi się to uda, bo nawet nie ma już jak oszukiwać, usuwając filmy z listy bez oglądania. Wszystko to albo nowości, albo klasyki lub ciekawa tematyka. A najgorsze jest to, że filmów cały czas przybywa. A jeszcze seriale X)

      Usuń
    2. Mam dokładnie ten sam problem, wydaje mi się, że już dokonałam takiej selekcji, że nie ma czego obcinać. :D Oglądam ostatnio po ok. 110-150 filmów rocznie i raczej nie dam rady więcej, bo jeszcze seriale, książki, komiksy, gry... Do tego dochodzi mi po ok. 80-100 filmowych nowości każdego roku. Nie chce mi się tego dokładnie wyliczać, ale logika podpowiada, że do końca życia będę się z tą listą użerać. xD

      Usuń
  2. Do listy lekkich zawodów dorzuciłbym jednak Supermana - za choinkę nie mogłem się przekonać do głównego bohatera. Był tak mdły i niewyraźny, że mogło go tam w ogóle nie być.
    A Thora bym z "zawodowej" listy wyrzucił, bo taki zły nie był. A może nie spodziewałem się po nim za wiele i dlatego mnie nie zawiódł. Tak samo z PacRimem, który choć głupi jak but, to w kinie prezentował się dobrze.

    Wolvi był kapitalny, Niepamięć również bardzo fajna. A opisem "Czasu na miłość" zaciekawiłaś mnie. Łażąc po mieście wszędzie wydziałem te naprawdę udane plakaty i Twój opis przelał czarę - trza to oglądnąć w końcu : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie na Supermana czekałam, ale te oczekiwania miałam mocno obniżone - nie podobał mi się wybór aktora na Supka, nie widziałam Crowe'a na Kryptonie itd. I spotkało mnie miłe zaskoczenie. A Thor niestety mnie zawiódł, ale ten dubbing bardzo się do tego przyczynił :)

      "Wolverine" obejrzę na pewno jeszcze raz w rozszerzonej wersji wydanej na DVd i Blu-Ray, a "Czas na miłość" bardzo polecam. Jak oglądałam to w kinie, to śmiały się nie tylko kobiety, ale i mężczyźni:)

      Usuń

Popularne posty