Tytuł: Don Jon
Kraj produkcji: USA
Czas trwania: 90 minut
Data premiery: 15 listopada 2013 (Polska) 18 stycznia 2013 (świat)
Obsada: Joseph Gordon-Levitt, Scarlett Johansson, Julianne Moore
Reżyseria: Joseph Gordon-Levitt
Scenariusz: Joseph Gordon-Levitt
Joseph Gordon-Levitt należy do grona moich ulubionych aktorów, dlatego pomimo niezbyt zachęcającego zwiastunu, z ciekawością czekałam na premierę Don Jona. Produkcja zapowiadała się o tyle ciekawie, że Gordon-Levitt występuje tu nie tylko w głównej roli, ale przygotował również scenariusz i zajął się reżyserią. Jak wypadł efekt finalny? Co najmniej dziwnie.
Don Jon to młody mężczyzna uzależniony od pornografii. Najważniejszym elementem jego życia jest seks, a coraz to nowe dziewczyny spotykane w klubach nie są dla niego wystarczające. Kolejne filmy dostarczają mu coś, czego na próżno poszukuje w kobietach. Do momentu, aż na jednej z imprez spotyka „prawdziwą dziesiątkę” - Scarlett Johansson. Po raz pierwszy rozpoczyna związek, który trwa dłużej niż jedną noc. Doświadczony reżyser z pewnością byłby w stanie wykorzystać potencjał, jaki niesie taka historia oraz obsada. Niestety Gordonowi-Levittowi brakuje odwagi i obeznania z samym tworzeniem filmu. I widać to w sposobie przedstawienia historii.
Moja opinia na temat filmu pozostałaby zdecydowanie negatywna, jednak w dalszej części pojawia się Julianne Moore w roli samotnej kobiety uczęszczającej na te same zajęcia co tytułowy bohater. Relacje wiążące Don Jona ze starszą od niego kobietą są interesujące i nareszcie nie mamy do czynienia z wrażeniem, że obcujemy z filmem o nastolatkach, przeznaczonym dla nastolatków. Rozmowa tytułowego maczo z postacią Johansson o egoizmie należy do najciekawszych momentów produkcji.
Don Jon to tytuł po prostu poprawny, z niewykorzystanym potencjałem. Bohater nie należy do najinteligentniejszych, pracuje jako barman, ale chce coś zmienić w swoim życiu. Niestety nie jest to zbyt łatwe. W filmie możemy zauważyć próby puszczania oka do widza i przejaskrawienia stereotypu maczo. Trudno zaklasyfikować to jako komedię, ale trudno też to nazwać dramatem. Właściwie poza irytacją z powodu montażu niektórych scen jak i przyjemnością z oglądania ulubionego aktora lub aktorki (chociaż ja za Johansson zdecydowanie nie przepadam) nie odczujemy żadnych innych wrażeń podczas seansu. Ani nie zapamiętamy go na dłużej. Co jednak jest sporą wadą…
W filmie pojawiają się liczne sceny z filmów pornograficznych i nie byłoby z tym żadnego problemu, gdyby były dobrze wpasowane w całość. A wielokrotnie odnosiłam wrażenie, że są aż zbyt mocno oderwane od filmu. Na etapie tworzenia scenariusza wyglądało to zapewne bardzo dobrze, ale w momencie gdy oglądam rozmowę bohaterów w restauracji, nagłe głośne dźwięki i sceny seksu irytują i wybijają z oglądania filmu.
Zamiast potencjalnie dobrej satyry otrzymujemy produkcję, która próbuje udawać inteligentną, ale grzęźnie w słabym scenariuszu oraz braku doświadczenia Gordona-Levitta w reżyserii. Trudno nawet stwierdzić, co mogłoby uratować ten tytuł. Najprawdopodobniej musiałaby to być korekta scenariusza oraz wybór na reżysera kogoś, kto ma na swoim koncie więcej produkcji i odpowiednią wiedzę w zakresie ich przygotowania. Całe szczęście, im bliżej końca, tym ciekawiej. Czy jednak warto poświęcić swój czas tej produkcji? Jeśli lubicie Gordona-Levitta albo Johansson a brakuje wam filmów do obejrzenia, to możecie spróbować. Nie nastawiajcie się jednak na coś, co podbije wasze serca i będziecie do tego powracać.