poniedziałek, 2 maja 2011

"Wampir z M-3" Andrzeja Pilipiuka, czyli ciężko być wampirem w PRL-u

Andrzej Pilipiuk to pisarz niezwykle specyficzny. Wiele osób wręcz nie znosi jego książek, nazywając przy tym jego styl pisarski grafomanią. Kolejne odsłony przygód Wędrowycza ukazują się w regularnie krótkich odstępach czasu, przeplatanych innymi tytułami. Jeśli więc taki autor weźmie się za pisanie o wampirach w czasach PRL-u, efektem końcowym z pewnością będzie coś ciekawego i niestandardowego. 

Po książkę sięgnęłam więc bardzo szybko po tym, jak pożyczyła mi ją siostra. Główna bohaterka to nastolatka Gosia, która po dowiedzeniu się o prawdziwych motywach ryjących się za poczynaniami jej chłopaka, postanawia popełnić samobójstwo. Jak się pewnie domyślacie, udaje się jej to, i po kilku tygodniach budzi się w trumnie w rodzinnym grobowcu. Tak zaczyna się jej przygoda jako krwiopijczyni. Na swojej drodze bohaterka napotyka szereg nieszablonowych postaci – od wampira (świetny pomysł z wyrastaniem z wilkołactwa), poprzez wojowniczą babcię i wampira Marka. Każda z postaci wprowadza kolejną dawkę humoru. Do tego, autor nie zapomniał o Wędrowyczu – wzmianki o najsławniejszym polskim bimbrowniku pojawiają się dość często. 


Autor zapowiadał, że będzie to książka, naśmiewająca się z aktualnych trendów i tak jest w istocie. Zdecydowanie jeden z najśmieszniejszych fragmentów dotyczy pewnej rodziny Coolenów i ich zabijania niewinnych sarenek i zwierzątek, zamiast nieszkodliwego upuszczania krwi z ludzi. Wampiry w książce Pilipiuka zatraciły wraz z biegiem czasu część swoich zdolności i nie są już tak potężne, ale w odzyskaniu mocy może im pomóc tajemnicza księga. 

Jako że urodziłam się już po obradach Okrągłego Stołu i czasy PRL-u znam tylko z opowiadań, z ciekawością czytałam wszystkie opisy, naśmiewające się z tego okresu naszej historii. Pojawia się tajemnicza Czarna Wołga, jest wyrabianie norm przez pracowników, tajemnicze targi z wszelkimi dostępnymi towarami i Uzbecy. Do tego mieszkańcy Warszawy, będą mogli poczytać o znanych im miejscach, jak np. Biblioteka Uniwersytecka itd. 

Fabryka Słów rzadko kiedy zawodzi, jeśli chodzi o okładkę i wydanie książki – także i tym razem, utrzymała wysoki poziom. Ilustracja zachęca do sięgnięcia po tytuł, podobnie jak opis z tyłu książki. 

Jedną z największych zalet, jak i jednocześnie wad tej książki jest to, że około 350 stron czyta się bardzo szybko. Aż za szybko – „Wampir z M-3” może starczyć nam na jeden wieczór. Szkoda, że tytuł nie ma ze 100 stron więcej, być może wtedy nie pozostawiałby takiego uczucia niedosytu. Miejmy jednak nadzieję, że powstanie kolejny tom przygód polskich krwiopijców. 

Za wampirami nie przepadam, głównie z powodu manii Edwarda, ale z drugiej strony, wizerunek krwiopijców rodem z Draculi Brama Stokera też nie jest mój ulubiony. Chyba wolę bawienie się konwencjami, przejaskrawianie i komiczne prezentowanie fabuły, jak to robi Pilipiuk. Książa jest bardzo lekka, czyta się ją szybko i wywołuje w nas uśmieszek na ustach. Odpowiedź na pytanie „czy warto?” jest więc bardzo prosta – warto;)

5 komentarzy:

  1. Brzmi ciekawie, więc czemu nie:)).

    OdpowiedzUsuń
  2. moja siostra ma to na półce, więc na pewno przeczytam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mój ulubiony wizerunek wampirów przedstawiają Kroniki wampirów Anne Rice i to się nie zmieni, aczkolwiek myślę, że warto by było poznać inne, tak więc "Wampira z M-3" dopisuję na listę. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawa okładka. Uwielbiam wampiry i chętnie poznaje ich kolejne "postacie" w innych książkach. Z pewnością przeczytam kiedyś "Wampira z M-3". ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Chcę! Dopisuję do listy. Muszę przeczytać. W ogole to muszę wrócić do Pilipiuka, bo dawno nic nie czytałam, nadarza się po temu fajna okazja :)

    OdpowiedzUsuń

Popularne posty